Jakub wszedł do ciemnego pokoju, do którego kątem okna wpadały fotony wyrzucone z ulicznych latarni. Ciepłe, pomarańczowe światło rozbijało się o firanę, po czym zdecydowanie lądowało na suficie tworząc kwieciste mandale będące nieostrym odbiciem firany. Słabe światło, padające na biurko, pozwalało oczom Jakuba odnaleźć lustrzaną zapalniczkę, która to posiadała zdolność zaginania pobliskiej rzeczywistości, dzięki czemu była widoczna zawsze i po wszystkim, nawet po zmieszaniu szałwii wieszczej z muchomorami. Owe lustrzane arcydzieło było jedyne w swoim rodzaju - niby zwykły, przenośny przedmiot do wytwarzania ognia, stworzony siłą prasy hydraulicznej oraz młotka. Jednak u podstaw każda zapalniczka jest tylko zapalniczką, dopóki nie zostanie napędzona duszą przez kogoś, w kogo dłoniach wyląduje. W tym przypadku architektem tego unikatowego produktu był złotowąsy prorok ze Starego Kobylina, gdzie to w czasach zamierzchłych Adam Noga wypatrzył owe dziwo na targu staroci.
Jakub ruszył powoli w stronę biurka, omijając niepostrzegalne obstrukcje bytujące na podłodze, co przypominało chód kulawego bociana. Gdy był coraz bliżej, i bliżej, harmonia sufitowej iluminacji została z rozmachem staranowana przez reflektory samochodu przejeżdżającego przed domem, co momentalnie wywołało chaos w umyśle Jakuba. Błyskawicznie wyhamował, próbując pojąć czy to na pewno był samochód, czy może jego umysł płata mu figle. Stał jak wryty przez krótszą chwilę, gdy w międzyczasie przez jego głowę przetoczyły się wizje powstawania wszechświata, wyobrażenia człowieka pierwotnego, oraz obrazy architektury korporacyjnej. Gdy wrócił już do siebie, nie potrafił określić jak długo trwał w bezruchu, rozejrzał się tylko na boki i obwieścił po cichu: 'Ło'.